czwartek, 27 marca 2014

XXI - Love is all around.

Rozdział dedykuję pewnemu wariatowi, który powinien odnaleźć w tym rozdziale cząstkę siebie :) Dla Matiego za rewolucje w moim życiu :) 




*Oczami Ally*                                    
                                              Watching every motion
In my foolish lover's game
On this endless ocean
Finally lovers know no shame

Turning and returning
To some secret place inside
Watching in slow motion
As you turn around and say:

Take my breatch away
Take my breath away

Watching I keep waiting
Still anticipating love
Never hesitating
To become the fated ones

Turning and returning
To some secret place to hide
Watching in slow motion
As you turn to me and say

My love
Take my breath away

W życiu nie powiedziałabym, że jestem w stanie pokonać schody w tak szybkim tempie. Już od korytarza Austin przyssał się do moich ust niczym pijawka rządna krwi. Po omacku znalazłam klamkę od drzwi do naszego pokoju i resztkami zdrowego rozsądku wepchałam nas do niego i zamknęłam drzwi na klucz. Siadam na kolanach Austina i zakładam nieśmiało niesforny kosmyk włosów za ucho. Austin patrzy głęboko w me oczy i delikatnie kładzie swoje ręce na moich biodrach. Chłopak zbliża swoją głowę tak, że jego oddech odbija się od moich ust.
- Kocham Cię. - szepcze. Opuszkami palców przejeżdżam po jego twarzy, a ustami muskam ucho. Przenoszę usta na jego wargi, a on wbija się w nie. Całuje namiętnie przelewając na mnie swoją miłość. Jego dłonie wędrują pod moje włosy, a po chwili swobodnie przemieszczają się po całych moich plecach. Nieśmiało rozwieram swoje usta, a Austin wkłada do nich język. Palcami wybijam rytm bicia jego serca. Lewa ręka blondyna obejmuje mój kark a prawa zjeżdża do pośladków i subtelnie je głaszcze i ściska. Odrywam się od jego ust. Po pomieszczeniu odbija się mój poszarpany oddech. Nagły przypływ odwagi sprawia, że popycham brązowookiego na pościel , a swoje nogi umieszczam po dwóch stronach jego ciała. Nachylam się nad nim. Moje włosy łaskoczą go, a usta błądzą po jego szyi. Moon całuje moje lewe ucho, a jego dłonie wędrują po mym ciele. Ściągam jego koszulkę i pocałunkami zjeżdżam na klatę. Na skórze chłopaka pojawia się gęsia skórka. Kiedy jestem w okolicach pępka, blondasek ujmuje moją twarz w dłonie i przybliża do swojej. Namiętnie łączy nasze wargi i języki. Pozbawia mnie mojej sukienki i opuszkami palców przejeżdża po moim prawie nagim ciele. Całuje moją szyję, przechodzi na ramiona i ściąga zębami ramiączka od biustonosza i atakuję pocałunkami moje ramiona. Przestaje trzeźwo myśleć i błądzę po oblamówce jego spodni. Dłonie Austina krążą wokół rozpięcia mego biustonosza, całuje me usta i powoli go rozpina. Bielizna odstaje od piersi, a chłopak dwoma palcami zdejmuje ją. Pozbywam go spodni i napieram swoim kroczem na jego. Austy opuszkami palców bada moje piersi. Jedną ręką kreśli wzorki na moich plecach, a drugą zakreśla kółka wokół moich sutków. Obsypuje cały mój dekolt pocałunkami. Moje skutki twardnieją a z lekko rozwartych ust wydobywają się jęki. Smukłe palce wkradają się pod oblamówkę bokserek chłopaka. Moon popycha mnie więc ląduję na łóżku. Moje ciało obsypywane jest pocałunkami. Blondyn zaczyna od nóg i pnie się w górę. Całuje okolice dolnej partii bielizny. Widać po nim, że jest już nieźle podniecony. Tracę nad sobą kontrolę. Staję się m okra. Moja klatka piersiowa unosi się i upada miarowo. Serce bije mi jak szalone. Pocieram nosem poliko chłopaka i zginam nogę w kolanie, tak że napięta na jego krocze. Ściągam jego bokserki. Ściskam jego przyrodzenie i przejeżdżam palcem wskazującym od podstawy w górę. Językiem gładzę dolną wargę Austina, który zabiera moje donie i splata je ze swoimi. Delikatnym ruchem głęboko we mnie wchodzi. Zaciska swoje ręce na moich, językiem masuje mój. Porusza rytmicznie biodrami. Po ciele rozchodzą się fale przyjemnych dreszczy. Cała płonę. Kolana stają się miękkie, a jęki uciekają w prost do jego ust. Uczucie mnie ogarniające jest nie do opisania. To staje się jak uzależnienie narkotykowe - chcesz więcej , więcej i więcej. Wypycham biodra szukając więcej kontaktu. Ręce umieszczam na jego ramionach. Mój ukochany pogłębia i przyspiesza swoje ruchy.  Idealnie wpasowujemy się w swoje ciała. Z jego  ust wydobywają się dźwięki rozkoszy. Całuje moją szyję i przenosi się do ucha. 
- Koch...och. Kocham...Cię. - ledwo wypowiada te słowa po czym przyspiesza. Przechodzą mnie fale rozkoszy. Oczy zamykają się, a usta otwierają szerzej. Wbijam paznokcie w jego plecy. Wiję się pod nim. Uczucie mnie ogarniające jest czymś niesamowitym. Jego przyjaciel wbija się we mnie głęboko. Łapczywie łapiemy powietrze. Jego usta napierają na moje... Jestem coraz bardziej przyciskana do łóżka. Wyginam plecy w łuk, pchnięcia drażnią mój najczulszy punkt. Boskie fale rozkoszy rozlewają się po moim ciele. Szczytujemy razem. Nasze ciała nieruchomieją. Moja ręka uderza w szafkę nocną  i zrzucam lampkę nocną. Roztrzaskuje się, ale my nic sobie z tego nie robimy. Próbujemy uregulować oddechy i opadamy na pościel. Przykrywamy się kołdrą i trwamy w ciszy.

#Oczami narratora#
- Co poszło? - wybuchnął śmiechem Anthony.
- A kto to wie. - rozbawiona Liby ledwo stała na nogach.
- Polewamy! - krzyknęli równocześnie Mike i Arthur. 
- WOJ BĘDĄ WNUKI HEJ! - Dasty zaśpiewał doprowadzając wszystkich do śmiechu.

#Oczami Austina*
                           Kiss me out of the bearded barley 
Nightly, beside the green, green grass 
Swing, swing, swing the spinning step 
You wear those shoes and I will wear that dress. 

Oh, kiss me beneath the milky twilight 
Lead me out on the moonlit floor 
Lift your open hand 
Strike up the band and make the fireflies dance 
Silver moon's sparkling 
So kiss me 

Kiss me down by the broken tree house 
Swing me upon its hanging tire 
Bring, bring, bring your flowered hat 
We'll take the trail marked on your father's map

Oh, kiss me beneath the milky twilight 
Lead me out on the moonlit floor 
Lift your open hand 
Strike up the band and make the fireflies dance 
Silver moon's sparkling 
So kiss me

- Kochanie...? - odezwała się Ally.
- Tak? - spytałem. 
- Dlaczego Ty i Louis się nie dogadujecie? - tego pytania obawiałem się najbardziej. Ale to kobieta mojego życia... Nie mogę mieć przed nią tajemnic. Westchnąłem.
- Louis miał wtedy 16 lat... ja 15. Kiedy mój kuzyn wracał w późnych godzinach do domu był świadkiem gwałtu na koleżance z klasy, w której był zakochany. Nikomu prócz mnie nie wyznał tego co widział, a i mnie zakazał mówić o tym komukolwiek. Ale ja nie mogłem tak tego zostawić. Pomagałem jej z całych sił. Miesiąc po tym zdarzeniu, kiedy zawitałem w jej drzwiach okazało się, że popełniła samobójstwo. Jak się potem okazało zostawiła list pożegnalny. Napisała w nim, że była w ciąży oraz, że mnie pokochała. Od tej pory, Lou zazdrości mi każdej dziewczyny i oskarża mnie o odbicie mu Blanki. Ja jestem zły o to, że nic z tym nie zrobił, że jej nie próbował ratować... Wiesz co jest najgorsze? To, że tym gwałcicielem był jego najlepszy przyjaciel...
- O Boże... Tak mi przykro Austin. Nie powinnam była pytać... - brunetka przytuliła się do mnie.
- Nie, jest okej. - odpowiedziałem i wtuliłem ją w  siebie jeszcze bardziej.
- A czy Ty ją... - ucięła nagle.
- Kochałem? - Ally kiwnęła głową. 
- Nie. - pocałowałem ją w czoło. Chwilę później już spała. Mam niesamowite szczęście, że pojawiła się w moim życiu. Tak łatwo jej nie wypuszczę... Już jutro czeka nas ważny krok  przód...

*Następny dzień*

Wigilia... Cudowny, magiczny dzień. Dla mnie miał podwójne znaczenie. Tak to dzisiaj mam zmienić swoje życie. To dzisiaj okaże się czy moje wybory są słuszne. Spojrzałem na słodko śpiącą obok mnie brunetkę i lekko się uśmiechnąłem. Ucałowałem ją w polik i wyszedłem z łóżka. Ubrałem się szybko i popędziłem na dół. Ku mojemu zdziwieniu nie zastałem nikogo w kuchni. Zabrałem zmiotkę  wróciłem do pokoju. Pozbierałem roztłuczoną lampkę i zszedłem na dół.
- Ola Boga. Co to się stało? - na schodach wpadłem na babcie.
- No potrzaskało się jakoś. - zawstydziłem się.
- Jakoś. - po domu rozbiegł się jej perlisty śmiech kobiety - Nie o tym mówię.
- To o czym? - zdziwiłem się.
- Masz dwie różne skarpetki, bokserki na spodniach i koszulkę na lewą stronę. Co z Tobą? - wybuchnęła śmiechem a ja spojrzałem w dół. O kurcze co za siara.
- Ja... kurcze. - odbiegłem do łazienki. Wróć. - Proszę babciu zrób coś z tym. - oddałem staruszce zmiotkę i wróciłem do łazienki. Przebrałem się i spojrzałem  lustro.
- Uspokój się. Raz, dwa trzy. Wdech. Raz, dwa, trzy. Wydech. Jesteś facet czy baba? - mówiłem do siebie. 
- Schizofrenik. Wyłaź! - krzyknął Lou. Opuściłem łazienkę i wszedłem na schody. Co jeśli się zbłaźnię? Co jeśli mnie wyśmieje? A jeśli tak się wystraszę, że nic nie powiem? Cała rodzina będzie mieć ze mnie ubaw. Świetnie.
- Auuuusttttiiiiiiiiiinnnnnnnn! - wydarła mi się mama do ucha.
- Czemu krzyczysz? - zapytałem lekko zirytowany.
- Wołam Cię od pięciu minut. Chcę przejść. Zejdź na Ziemię blondi. - zaśmiała się. Dobra trzeba się czymś zająć. Zrobię sobie herbatę! Co powinienem zrobić najpierw? Jak uczynić to chwilę wyjątkową? Kurcze myśl.
- Wystarczy. - odezwała się babcia.
- Co? - mało inteligentny ja.
- Słodzisz tą herbatę czwarty raz. - kobieta podeszła do mnie i dotknęła mojego czoła. - Gorączki nie masz. Nic nie rozumiem.

*Godzina 16* 


I feel it in my fingers 

I feel it in my toes 
Love is all around me 
And so the feeling grows 



It's written on the wind 
It's everywhere I go 
Oh yes it is … 
So if you really love me 
Come on and let it show 

Oh … 





Czułem, że moje serce wali tak szybko jak jeszcze nigdy. Ręce zaczęły się pocić, a oczy przebiegały nerwowo po wszystkich zebranych. Język kołkiem stanął mi w gardle. Nie umiałem wydusić z siebie żadnego słowa. Czułem na sobie świdrujące spojrzenia rodziców. Obawy rosły z minuty na minute coraz bardziej. Bałem się odpowiedzi, bałem się, że nie jest na to gotowa. Bałem się, że nie darzy mnie tak potężnym uczuciem jak ja ją. Gdyby nie fakt, że od tego zależy moje dalsze życie uciekłbym z płaczem jak mały zagubiony chłopczyk i przytulił się do mamy. Czy ktoś już kiedyś umarł podczas oświadczyn? Nie? To ja będę pierwszy. Klękam na jedno kolano, drżącą ręko wyciągam pudełeczko...
- Allyson Dawson, czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną? - wstrzymałem oddech. 











czwartek, 13 lutego 2014

XX - Rodzinka hazardzistów :)

Nagle usłyszałam chrząknięcie. Podniosłam wzrok i ujrzałam...


*oczami Ally*
- Cole? - zapytałam nie wierząc własnym oczom. Dyskretnie spojrzałam na Austina. Widziałam jak zaciska pięści, a w jego oczach pojawia się złość. Chcą go uspokoić delikatnie rozwijam jego dłoń i złączam z moją.
- Tak. Przepraszam za najście, ale drzwi były otwarte... - speszył się.

- Więc postanowiłeś sobie wejść bez pytania? - zakpił mój chłopak, za co oberwał łokciem w brzuch.
- Słuchajcie mam taką sprawę. - zaczął a ja nie ukrywałam  zmieszania. - Trish poprosiła mnie, abym towarzyszył jej na weselu Deza. Będzie Wam to przeszkadzać? - szczena mi opadła.
- Tak/Nie. - odpowiedzieliśmy równocześnie.
- Jak to tak/nie? - znowu mówiliśmy w tym samym czasie.
- Przepraszam, mogę go na chwilkę? - skierowałam swoje pytanie do bruneta, a ten pokiwał głową na tak. Kiedy byliśmy w kuchni odezwałam się:
- Ufasz mi? 
- Tak. - odpowiedział.
- No to w czym problem? On jest jej potrzebny. Nie pytaj. - machnęłam ręką.
- Eh, rozumiem. Boję się. Po prostu się boję, że znowu mi Ciebie zabierze. - przyznał to lekko speszony. Spuścił swój wzrok na buty. Moją twarz rozświetlił szeroki uśmiech.
- To dobrze, przynajmniej wiem, że mnie kochasz. - zaśmiałam się.
- Miałaś jakieś wątpliwości? - podniósł pytająco brew.
- Nie. Chodź tu, Ty mój mały zazdrośniku. - pociągnęłam go za koszulkę i pocałowałam. - A teraz wyjdziesz tam i będziesz miły, tak? - przerwałam na chwilę pocałunek. Kiedy nie uzyskałam odpowiedzi przyciągnęłam go do siebie jeszcze mocniej, trzymając jego koszulkę tak mocno, że ta zaczęła się unosić. - Tak? - ponowiłam pytanie.
- Tak. - usłyszałam stłumiony głos i głośny odgłos przełykania śliny. Chwilę później znajdowaliśmy się w pokoju.
- Spoko. Nam nie będzie przeszkadzać Twoja obecność, prawda? - spojrzałam na swojego chłopaka. Ten teatralnie przewrócił oczami i odpowiedział:
- Prawda. - Nawet się nie obejrzałam, a bruneta już z nami nie było. - To na czym skończyliśmy? - Austin uśmiechnął się szyderczo.
- Na tym, że za 2 godziny wyjeżdżamy i trzeba się przygotować bo czeka nas długa podróż. - pstryknęłam go w nos, wyminęłam go i kocimi ruchami udałam się w stronę schodów. Zaśmiałam się, kiedy usłyszałam jak blondasek przeklina pod nosem.
*Kilkanaście godzin później*
 - Kochanie pobudka, już jesteśmy. - poczułam lekkie szturchanie. Kiedy otworzyłam oczy oniemiałam. 
 
Dom był niesamowity!
- To tutaj mieszka Twoja babcia? - zapytałam dalej nie mogąc uwierzyć.
- Ta. - odpowiedział mi mało entuzjastycznie. - Jesteśmy pierwsi, reszta dojedzie wieczorem.
- Och. Okej. - nie uśmiechało mi się spędzać całego dnia z dziadkami Moon'a. Bałam się, że coś źle zrobię i mnie nie polubią. Kiedy weszłam do środka szczęka mi opadła. Przedsionek z choinką prezentował się cudownie. Do tego niósł ciepło rodzinne. 
- Babciu, dziadku, jesteśmy! - krzyknął mój chłopak, a w salonie pojawiła się para uroczych staruszków. 
- Kochanie! - starsza Pani rzuciła się na brązowookiego.
- A kimże jest ta śliczna, młoda dama? - zapytał jej mąż wskazując na mnie. Czułam jak się rumienię.
- Poznajcie Ally - moją dziewczynę. - przytulił mnie chcąc dodać mi otuchy.
- Bardzo miło mi Państwa poznać. - odparłam nieśmiało.
- To musi być coś poważnego skoro Cię tutaj przywiózł. Witaj w rodzinie skarbie. - powiedziała staruszka.
- I mów do nas babciu i dziadku, kruszynko. - dodał z tego co wiem Arthur. Już po chwili byłam w ich objęciach.
- Pokaże Ci resztę domu, a Ty Moniczko zanieś wasze walizki do pokoju nr. 3. -  myślałam, że pęknę ze śmiechu. Fajna ksywa. Wykorzystam ją kiedyś przeciwko niemu. 
- Długo jesteście razem? - zapytała kobieta pokazując mi niesamowity salon.
- Parą jesteśmy pół roku. Co dla mnie jest paradoksem. - odpowiedziałam.
- Nie rozumiem? - oł. Fajnie to musiał zabrzmieć sądząc po tonie głosu Pani Moon.
- Znamy się 10 lat. Przyjaźnimy od ośmiu. Żałuję, źe dopiero 8 miesięcy temu doszło do nas, że się kochamy. - wytłumaczyłam pośpiesznie.
- Och. A więc to Ty, jesteś to kasztanową wiewiórką, o której zawsze opowiadał mi Austi? - zaśmiała się. - Mówiłam, że się zakocha. Wygrałam zakład. - klasnęła w dłonie, a mi oczy wyszły na wierzch.
- Wiewiórka? Ja mu dam, raptem raz go ugryzłam jak byłam wściekła, że potrzaskał mi lusterko. - dołączyłam do niej. Akurat mijałyśmy ogromną jadalnie. 
Chwilę później wchodziłyśmy po pięknych schodach.
Kiedy dotarłyśmy do pokoju nr. 3 kobieta przytuliła mnie i powiedziała:
- To Wasz pokój. Rozejrzyj się, przebierz i mam nadzieję, że dołączysz do mnie w kuchni.
- Nasz? - zapytałam nie dowierzając.
- Oj Ally, nie mam 100 lat. - puściła mi oczko. - macie po 18 lat, po nowym roku już 19, jesteście dorośli.
- Dziękuję. - uśmiechnęłam się. - Pięknie urządziłaś dom i z chęcią pojawię się w kuchni. Monika odeszła, a ja wtargnęłam do pokoju. Jezu. Tak ślicznego pokoju nie widział jeszcze w swoim liczącym 18 lat życiu. 
- Skarbie zamknij buzię bo Ci mucha wleci. - zażartował Austin. Nic nie mówiąc wskoczyłam na niego i go pocałowałam.
- A to za co? - zapytał po skończonej czynności.
- Za to, że mnie tu przywiozłeś. Dom jest piękny, dziadkowie przemili. - uśmiechnęła się szeroko - A najlepsze jet to, że jestem tu z Tobą. - chłopak uśmiechnął się, po czym pociągnął mnie do drzwi, których wcześniej nie zauważyłam. Pomieszczeni okazało się niesamowitą łazienką. 
*Parę godzinę później*
Po godzinach spędzonych w kuchni z babcią blondyna mogę stwierdzić z ręką na sercu, że kocham tą kobietę. Co do dziadka, strasznie przypomina mi mojego chłopaka. Takie samo poczucie humoru, taka sama zdolność do rozwalania rzeczy, krótko mówiąc są jak dwie krople wody. Pół godziny temu nasze grono się powiększyło. Dotarli rodzice Austina, brat Mike'a (Anthony)  z żoną(Liby) i bliźniakami, którzy mają po roczek oraz siostra Moniki (Rose) z córką (Diana), jej mężem (Dasty) oraz wnuczętami - dziewczyną w wieku 19 lat(Jackie) i chłopakami w wieku 20 lat(Louis), 21(Olivier) i 23(Max). Wszyscy tutaj się tak kochają, żyją ze sobą w zgodzie. Jedyne co mi tu nie pasuje to ten 20 latek - Louis. Wydaje mi się, że on i Austin mają coś do siebie. W tym właśnie momencie kończymy kolację. 
- No to co? Idziemy do salonu na małe przedświąteczne śpiewanko? - zapytał Mike, a wszyscy przystali na tą propozycję bardzo chętnie. 
- To kto zaczyna? - zapytał Arthur.
- Może ja? - zapytał Austin. - Ally, to Twoja piosenka, zrobisz mi chórki? - zapytał, a ja odpowiedziałam mu uśmiechem. Za nim się obejrzałam dołączyło do nas kuzynostwo Austina.                  You make my heart beat 
Faster than you know 
When you meet me 
Underneath the mistletoe
 ' Cause all I want for Christmas
 Is a kiss Just a kiss 
One kiss from you Saint Nick, 
Mr Santa Claus You know my wishlist really isn't long 
All I want for Christmas 
Is a kiss Just a kiss
 One kiss from you 
Woah oh oh oh woah
Kiedy skończyliśmy cała starsza część rodziny biła nam brawo. Kiedy wstałam Austi pociągnął mnie za rękę. Przesunęliśmy się trochę. Kompletnie nie rozumiałam o co chodzi. Do czasu. Do czasu aż każdy obecny w tym pomieszczeniu podniósł wzrok na coś nad nami. Ja również to uczyniłam i co zobaczyłam? Jemiołę. Rozejrzałam się speszona po rodzinie mojego ukochanego szukając jakiegokolwiek ratunku.
- Całuj! Całuj! Całuj! - rozniosły się radosne okrzyki. No cóż jak mus to mus. Taki przyjemny mus. Zatonęliśmy w pocałunku, a po salonie rozniosły się brawa. Całowalibyśmy się tak pewnie bez końca, gdyby nie płacz dziecka. A dokładnie dwóch. Aly i Aj to naprawdę rozwrzeszczane bliźniaki. 
- Mogę ja? - zapytałam gdy Ellen wstawała by iść uspokoić swoje dzieci.
- Oczywiście, ale uważaj to nie jest proste zadanie.
- Austin, idź z nią! - pogonił blondynka Mike. Już po chwili byliśmy u dzeciaczków. Kocham takie małe szkraby, od zawsgze chciałam mieć piątkę, ale tata stwierdził, że zbankrutuje. Wzięłam Aly i podałam ją Moon'owi, a sama w objęcia porwałam Aj'ja. Usiadłam w bujanym fotelu i położyłam sobie dzieci na rękach. Zaczęłam się delikatnie bujać i podśpiewywać. Nie była to kołysanka ale bardzo spokojna piosenka. I left my heart... 
- Skąd Ty to znasz? - zapytał blondyn, gdy po 2 minutach dzieci już spały.
- Moja mama mi to śpiewała. - odpowiedziałam wkładając dzieci do łóżeczek.
#Tym czasem w salonie, oczami narratora#
- No żabusieczki dawać po 20 dolców. - zaśmiała się Monika.
- Skąd wiedziałaś, że będą razem. Miał 11 lat! - oburzał się Mike.
- Alee o co chodzi? - dopytywał się Louis.
- Kiedy Austin poznał Ally mówił o niej z taką fascynacją, że obstawialiśmy czy i kiedy będą razem. - wyjaśniła Mimi.
- Nie rozumiem jak ona chcę z nim być. - odezwał się zniesmaczony chłopak.
- Przestań. Zazdrościsz mu. - skarciła go siostra.
- No jest czego. - wtrącił się Max.
- Kto wie, może na ich ślubie zrozumiecie jak bardzo się kochają. - wtrącił Arthur.
- To brzmi jak zakładzik! - krzyknęli wszyscy jednocześnie.
#Oczami Austina#
- Pożegnajmy się i chodźmy na górę. - wysapałem do ucha Allyson. 
- Dobrze. - nie zdawała sobie sprawy co tam się będzie działo. Kiedy znaleźliśmy się w salonie zastaliśmy roześmianą rodzinkę.
- Wow. Jak Wam się udało ich tak szybko uspokoić? - zapytała Liby. 
- To wcale nie było takie trudne, oddałem je w ręce Ally, ona coś zaśpiewała i puf. - zaśmiałem się, a brunetka zmroziła mnie wzrokiem.
- Wspaniałymi rodzicami kiedyś będziecie. - powiedziała Karen za co dostała w bok z łokcia od mojej mamy. Okej, to było dziwne.
- Jesteśmy trochę zmęczeni więc pójdziemy już na górę. - objąłem dziewczynie w pasie. 
- Dobrze. Dobranoc kochani. - odpowiedzieli chórem.
#W salonie#
- Głosujemy! Łazienka czy pokój? - ogłosił Arthur.
- Pokój/Łazienka! - krzyknęli wszyscy na raz.
- Mamy 50/50. - oznajmił. I przyjął pieniądze.
- Rozwalą coś? - Max podniósł dwuznacznie brwi.
- Skarbie, ten chłopak ma naszą krew. Na pewno. - zaśmiała się Monika.

*************************
No cześć kochani! Przepraszam ogromnie za długą nieobecność, ale tak bywa. Brak czasu, nieraz brak chęci, najczęściej brak pomysłu. Postaram się żeby następny był szybciej. Mam nadzieję, że Wam się spodoba. Mi osobiście pasuję ;) Do napisania!


niedziela, 15 grudnia 2013

XIX - Magia nas otacza...

#Oczami Ally#
To już 20 grudnia... Ach jak ten czas leci. Wszyscy mamy skończone 18 lat, a lada miesiąc będzie nam szła 19-stka. Powoli wkraczamy w dorosłe życie. Kiedyś nie mogłam się doczekać, a teraz kiedy ten wiek już nadszedł boję się. Zapytacie czego, mianowicie tego, że nic już nie będzie takie samo. Może postaram się podsumować to co w ostatnich miesiącach się działo. Ja i Austin od 7 miesięcy jesteśmy razem, czego więcej mogę chcieć? Trish dalej samotna, zakochana po uszy w Dezie, a on? Mój rudowłosy przyjaciel od kilku miesięcy znów spotyka się z Lisą. Na suwa się pytanie - czemu? Odpowiedź raczej nikogo nie zdziwi - on i moja przyjaciółka są za bardzo dumni aby przyznać się do uczuć, którymi bez wątpienia się darzą. Dezmond jako facet z urażonym ego wybrał najgorszy z możliwych sposobów aby dopiec Patrici. Chyba liczył na to, że ta będzie zazdrosna i będzie o niego walczyć. Cóż nie do końca wyszło tak jak tego chciał. De La  Rosa po prostu to olała - przynajmniej  takie wrażenie ma niebieskooki. W realu wygląda to całkiem inaczej.
- Ally! Wychodź z tej łazienki, za pół godziny otwieramy Sonic Boom! - doszedł mnie głos mojego taty.
- Już idę! - odkrzyknęłam i dokonałam ostatnich poprawek w moim wyglądzie. Powolnym tanecznym krokiem zeszłam do kuchni, porwałam tosta i wybiegłam z domu. Czułam już magię świąt. Na ulicach pełno było choinek, ludzi biegających i robiących ostatnie świąteczne zakupy, a co najważniejsze wszędzie były świąteczne ozdoby. Czułam się świetnie. Nareszcie w moim życiu zapanował błogi spokój. Z wyśmienitym humorem otworzyłam sklep i stanęłam za ladą. Sklep wyglądał cudownie. Wszędzie porozwieszane były jemioły za co za pewne odpowiada mój tata ze swoim nowy ulubieńcem - Austinem. Właśnie kończyłam tekst piosenki, z której nawet byłam zadowolona.
Oh-oh Christmas is coming
Those elves and reindeer are running
And I just want you by my side

Santa is coming to town
And you're not gonna be around
The snow is bringing me down
'Cause tomorrow's gonna a big day-ay-ay
And you're worlds away-ay-ay
I'd give anything if we could sing
Fa la la la la la la la la la la la

Oh-oh Christmas is coming
Those elves and reindeer are running
And I just want you by my side
This year the season is crazy
Snow globe that somebody's shaken
But that's what makes it Christmas time

Presents under the tree
Could never mean as much to me
As you here, that's what I believe
That when I see Santa's sleigh-ay-ay
Headed this way-ay-ay
He's gonna hear my wishes and know I miss ya
Fa la la la la la la la la la la la

Oh-oh Christmas is coming
Those elves and reindeer are running
And I just want you by my side
This year the season is crazy
Snow globe that somebody's shaken
But that's what makes it Christmas time

Kończyłam ostatni wers kiedy coś, a raczej ktoś mi przeszkodził.

- Kto został śnieżynką? - przywitał mnie wesoły głos Traszki.
- Niech zgadnę, twój tata? - zaśmiałam się.
- Widzę, że ktoś tu dostał świątecznego fioła. - zmierzyła mnie podejrzliwie wzrokiem.
- HO HO HO, WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO Z OKAZJI ŚWIĄT BOŻEGO NARODZENIA! - do sklepu wparował Nelson przebrany za mikołaja.
- Nelson, ale ty wiesz, że święta są za pięć dni? - zapytałam.
- O zgooon! Wie Pani jak ciężko jest wcisnąć się w ten kostium? - spytał całkiem poważnie chłopak, a ja po prostu wybuchnęłam śmiechem.
- Okej? Ally chodź na chwilę. - Trish odciągnęła mnie na bok. - Co się dzieje?
- Nic. Mam dobry humor. - uśmiechnęłam się.
- A czym jest spowodowany? - nie dawała za wygraną.
- Ja i tata spędzamy święta z rodziną Moon'ów. Jedziemy do Hollywood. Poznam jego chrzestnego, dziadków... - powiedziałam już nieco zdenerwowana.
- Jej, gratuluje! Stresujesz się? - wow, ona to wie jak człowiekowi przypomnieć o tych złych stronach.
- Dzisiaj nie, dzisiaj się ciesze. Stresować się będę od jutra. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Skarbie ty już się stresuje dlatego głupiejesz... - Trish klepnęła mnie w pośladek.
- Ej! Ręce przy sobie, to moja dziewczyna! - do sklepu wtargnął mój blondasek.
- A moja córka! - nie wiadomo skąd pojawił się tata i przybił piątkę z Austinem.
- Wszyscy są, już czuję to magię... - chichrałam się pod nosem jak jakieś norki.
- Coś ty jej zrobił? - zapytali razem Lester i Patricia.
- Prawie wszyscy... O mnie zapomnieliście? - zza moich pleców wyłonił się Dezmond.Nie był sam - towarzyszyła mu Lisa.
- Nie skądże. - syknęła hiszpanka.
- Słuchajcie chcemy Wam coś powiedzieć. - wtrąciła się dziewczyna.
- Pobieramy się! - krzyknęli razem, jedyne co pamiętam to zdziwioną minę taty, łzy przyjaciółki, Moona, który wyglądał jakby zobaczył ducha, a później jak do mnie podbiegł i łapał. ZEMDLAŁAM! 
~***~
I gave you my heart 
But the very next day 
you gave it away (you gave it away)
This year 
To save me from tears 
I'll give it to someone special (special)

Once bitten and twice shy 
I keep my distance 
But you still catch my eye 
Tell me baby 
Do you recognize me? 
Well 
It's been a year 
It doesn't surprise me 

(Happy Christmas) 

I wrapped it up and sent it 
With a note saying "I love you" 
I meant it 
Now I know what a fool I've been 
But if you kissed me now 
I know you'd fool me again 

Last Christmas 
I gave you my heart 
But the very next day 
you gave it away (you gave it away)
This year 
To save me from tears 
I'll give it to someone special (special)


Siedziałam właśnie w salonie i ubierałam choinkę. Zawsze widziałam w tym coś wyjątkowego. Jestem jedną z tych osób, które ubóstwiają święta. W tle leciała jedna z moich ulubionych piosenek świątecznych, nie byłam świadoma, że podśpiewuje słowa, które jakimś sposobem wryły mi się w pamięć. Byłam wyjątkowo zadowolona z uzyskanego efektu.
Klęczałam właśnie dokonując ostatnich poprawek, kiedy poczułam ciepły oddech na mojej szyi i usłyszałam słowa skierowane szeptem do mojego ucha.
- All I want for Christmas is you... - sekundę później czułam usta blondyna na moim policzku. Nim się obejrzałam stałam przyparta do ściany. Brązowooki zasypywał mnie burzą pocałunków.
- Wiesz jakie jest moje marzenie? - zapytał nagle.
- Nie, oświecisz mnie? Kariera na miarę Justina Biebera, willa? - zapytałam.
- Ech, nie. Wyobraź to sobie:
Brunetka stoi w prześlicznej białej sukni, za nią stoi jej tata.
 Delikatnie obejmuje ją w tali. 
Chwile potem pojawia się czarnowłosa dziewczyna i zawiadamia, że już czas.
Po kościele rozbrzmiewa delikatny dźwięk pianina i skrzypiec.
Dziewczyna w towarzystwie ojca kroczy przez kościół.
Przed nią idzie rząd druhen wraz z drużbami.
Oczy wszystkich w kościele skierowane są na nią,
ona natomiast widzi tylko jedną osobę.
Przy ołtarzu stoi ten jedyny. 
Przystojny blondyn, o dobrze zbudowanej sylwetce przygląda się jej.
Uśmiech nie schodzi mu z twarzy,
W oczach można zauważyć zachwyt, radość i miłość.
Już po chwili para staje koło siebie i mówi sobie sakramentalne "tak".
Wesele jest udane. Wszyscy świetnie się bawią. Jedyne co zastanawia blondyna,
to to, czemu jego już żona nie wypija ani grama alkoholu.
Zdziwiony ciągnie brunetkę na zewnątrz.
Pyta się co się dzieje. Brązowooka delikatnym gestem sięga po rękę blondyna.
Ten zdziwiony, kieruje na nią pytające spojrzenie.
Już po chwili ręka chłopaka ląduje na brzuch towarzyszki.
Ta delikatnie się uśmiecha. Nic więcej nie trzeba. On zrozumiał. 
Już po chwili opadł na kolana i ucałował brzuch kobiety.
Resztę wesela spędzili w jeszcze większym szczęściu. Około czwartej nad ranem
zatroskany przyszły tatuś, stwierdził, że czas już spać. Ostatnią rzeczą kończącą ten idealny dzień było wypowiedziane do rodziców zdanie: "GRATULUJE BĘDZIECIE DZIADKAMI."
- Ty na prawdę tego chcesz? - zapytałam, ze łzami w oczach.
- Jak niczego innego na świecie. - odpowiedział Moon. Już po chwili zaczęliśmy się namiętnie całować. Wszystko było takie perfekcyjne, Chłopak z jedną ręką pod moją koszulką zaczął całować linię mojej żuchwy. Chwilę później przeszedł na szyje. Nagle usłyszałam chrząknięcie. Podniosłam wzrok i ujrzałam...

poniedziałek, 11 listopada 2013

XVIII - Sztuką jest człowiekowi nie tylko wybaczyć ale i w jego oczach szczerość zobaczyć.

#Oczami Ally#

Był wieczór. Na dworze, panował półmrok. Na niebie zaczęły pojawiać się gwiazdy, a tuż nade mną widniał piękny pełny księżyc. To on rozświetlał ulice Miami. Mimo późnej pory było całkiem ciepło, to też nie przejmowałam się tym iż siedzę w piżamie. Podmuchy wiatru pieściły delikatnie moją odkrytą skórę sprawiając, że skóra pokrywała się gęsią skórką. Nie licząc moich uczuć to był na prawdę przyjemnie spędzony czas. Włączyłam radio i słuchałam tak nie lubianych przez młodzież starych piosenek. Może to dziwne, ale to właśnie one przekazywały najlepiej uczucia. To jedna z tych rzeczy, które łączą mnie z  Austinem - miłość do starych piosenek. Samo wspomnienie o nim sprawia, że chce mi się płakać. Dzisiaj mija dokładnie miesiąc od jego wyjazdu... A ja? Ja siedzę ze łzami w oczach słuchając piosenki Jennifer Rush - "The Power Of Love". Powoli zaczęłam podśpiewywać te tak piękne i prawdziwe słowa:

Szepty nad ranem
kochanków śpiących w objęciach
przetaczają się teraz jak grom,
gdy patrzę w twoje oczy.
Przyciskam się do twojego ciała
i czuję każdy ruch, który wykonujesz.
Twój głos jest ciepły i delikatny.
Jest to miłość, której nie mogłabym odrzucić.

Ponieważ jestem twoją kobietą
a ty jesteś moim mężczyzną,
zawsze, kiedy wyciągniesz do mnie rękę,
uczynię wszystko, co będę mogła.

Ponieważ może się zdarzyć.
Wydaje się, że jestem daleko
Ale nigdy nie zastanawiam się gdzie jestem
Bo zawsze jestem po twojej stronie

Ponieważ jestem twoją kobietą
a ty jesteś moim mężczyzną,
zawsze, kiedy wyciągniesz do mnie rękę,
uczynię wszystko, co będę mogła.
Dążymy do czegoś,
dokądś, gdzie nigdy nie byłam.
Czasem się tego boję,
ale jestem gotowa poznawać siłę miłości.

Odgłos bicia twojego serca
nagle czyni to jasnym. 
Uczucie, że mogę tego nie kontynuować,
jest odległe o lata świetlne.

Kiedy lekko kołysałam się w rytm muzyki spostrzegłam, że na niebie pojawiają się punkciki, które powoli opadają w dół tworząc piękny widok. Spadające gwiazdy... Czas wypowiedzieć życzenie...
- Chciałabym żeby tu był... - powiedziałam cicho.
- Uważaj czego sobie życzysz. - usłyszałam dobrze znany mi głos. Pospiesznie przetarłam sobie oczy i zobaczyłam go. Stał oparty o futrynę. W rękach trzymał ogromny bukiet czerwonych róż. Przetarłam oczy by upewnić się, że nic mi się nie przewidziało. Łzy cisnęły mi się do oczu. Niby byłam wściekła, że wyjechał ale tak bardzo mi go brakowało. Tak bardzo tęskniłam. Nic nie mówiąc wróciłam na balkon. Oparłam się o barierkę zalewając się słonymi kroplami lecącymi z moich brązowych oczu. Nagle poczułam ręce oplatające moją talie. Tors Austina przyległ do mich pleców, głowa spoczęła na moim ramieniu, a do mojego nosa dotarł zapach jego boskich perfum. Odwróciłam się do niego przodem. Widziałam w jego oczach żal, smutek, złość, niepewność, bezradność i... tęsknotę. Wtuliłam w niego głowę. Mój "spokój" nie trwał jednak długo. Zaczęłam walić pięściami po jego klacie i histerycznie krzyczeć, coś typu "Twoje ego jest tak wielkie, że nie pomyślałeś o mnie i wyjechałeś!?". Chłopak dalej się nie odzywając podniósł mnie jedną ręką,  a drugą zagarnął kwiaty. Posadził mnie na łóżku i klęknął na wprost. 
- Pierwsza jest za to, że jestem idiotą. - powiedział i rzucił jedną róże przede mnie. - Druga jest za to, że Cię zostawiłem. - ponowił ruch i tak robił z każdą kolejną - Trzecia za to, że Cię zraniłem. Czwarta za brak pożegnania. Piąta za tęsknotę. Szósta, siódma, ósma, dziewiąta i dziesiąta za każdą wylaną przez Ciebie łzę. Kolejne dziesięć za każdą Twoją myśl, że już Cię nie kocham i nie jesteś dla mnie ważna. Kolejne dziesięć za sytuacje, w których się bałaś. Trzydziesta pierwsza za to, że nie zadzwoniłem. Trzydziesta druga za to, że nie rzuciłem wszystkiego i nie przyjechałem kiedy dowiedziałem się w jakim stanie jesteś. Trzydziesta trzecia za ten stan. Kolejnych siedem za to, że nic wcześniej nie powiedziałem. Następnych dwadzieścia jest za ból, który przeżywałaś. Ta pięćdziesiątka to przeprosiny, druga to podziękowania. Za to jak cudowna jesteś. Za każdy Twój uśmiech. Za Twój śliczny głos, talent. Za to, że zawsze byłaś. Za to, że odmieniłaś moje życie... Za to, że mnie pokochałaś. To sto jeden róż. - powiedział i spuścił głowę. Widziałam, że ma coś w rękach za plecami... Nagle mnie olśniło.
- 101? Wymieniłeś tylko 100... - upomniałam się. A on rzucił na stos walających się po podłodze żywych róż jedną sztuczną... Nic nie rozumiejąc spojrzałam na niego.
- Kiedy ostatni płatek z tych róż opadnie... Moja miłość do Ciebie się skończy. - wyszeptał i zamierzał wstać. Mówię zamierzał... Nie pozwoliłam mu na to. Ze łzami, teraz już wzruszenia rzuciłam się na niego. Pocałowałam o namiętnie w usta i przewróciliśmy się na dywan... Tak mi tego brakowało...
- Nigdy więcej mnie nie zostawiaj... - wyszeptałam i wtuliłam się w niego jak misia.
- Nie mam zamiaru. - powiedział i pocałował mnie. Leżeliśmy tak w swoich objęciach napawając się ciszą i tą piękną nocą. Miałam nadzieje, że zawsze już tak będzie. Ja i on. Mimo, że mamy dopiero po 18 lat, ja już wiem, że on jest tym jedynym.
- Dlaczego się ze mną nie pożegnałeś? - zapytałam nagle.
- A dałabyś radę patrzeć jak serce ukochanego, które za razem jest Twoim sercem łamie się? -spytał bawiąc się moimi włosami.
- No nie... - speszyłam się myśląc o nim.
- Ja też nie dałem rady... Myślałem, że tak będzie nam lżej... Ale się pomyliłem. - pocałował mnie w czoło. Nic już nie mówiąc przymknęłam oczy. Austin podniósł mnie z ziemi i delikatnie położył na łóżku. Nie musiałam mu mówić, że chcę żeby został. Sam dobrze to wiedział. Położył się koło mnie, a ja ułożyłam na jego torsie głowę. Traktowałam go jak najlepszą poduszkę na świecie. Nie wiem ile tak leżeliśmy, ale w końcu odpłynęłam...


*Następny dzień*

- Wstajemy kochanie... - czułam coś aksamitnego na odkrytej części moich pleców. Otworzyłam oczy i ujrzałam Moona z różą w ręku. Pocałowałam go. Tak jakoś się stało, że znalazłam się pod nim. Brązowooki gładził moje udo. Jego ręką jechała coraz wyżej. Sytuacja robiła się gorąca. Niestety ktoś nam przerwał... A była to Patricia. Co mnie zdziwiło płakała. Odchrząknęłam na mojego blondaska, a on zrobił nie zadowoloną minę.
- Co się stało Trish? - zapytał zdziwiony. Hiszpanka nawet nie drgnęła. Nic nie mówiąc podeszłam do niej i zaczęłam ją uspakajać. Nic to nie pomagało. Mocno ją przytuliłam ją i delikatnie kołysałam. Blondyn nie wiedział co ma robić. Oboje nie mieliśmy pojęcia o co chodzi. Ni stąd ni zowąd pojawił się rozpromieniony Dez i rozjaśnił nam całą sytuację...
- Żenię się!

wtorek, 22 października 2013

XVII - Przepraszam wydaje się być najcięższym ze słów...

#Oczami Austina# <wieczór>


Co mam zrobić, abyś mnie pokochała?
Co mam zrobić, aby Ci na mnie zależało?
Co zrobić, gdy porazi mnie piorun,
I zbudzę się, by zobaczyć, że Ciebie tu nie ma?
Co zrobić, abyś mnie zechciała?
Co mam zrobić, abyś mnie wysłuchała?
Co mam powiedzieć, kiedy wszystko się skończy?
Przepraszam wydaje się być najtrudniejszym słowem.
To smutna, tak smutna...
To smutna, smutna sytuacja....
I staje się coraz bardziej absurdalna...
To smutne, tak smutne....
Dlaczego nie możemy tego przedyskutować?
Och dla mnie...
Przepraszam wydaje się być najtrudniejszym słowem.
Co mam zrobić, abyś mnie pokochała?
Co mam zrobić, abyś mnie wysłuchała?
Co zrobić, gdy porazi mnie świt?
Co mam zrobić?
Co mam zrobić? 
Kiedy przepraszam wydaje się być najtrudniejszym słowem...

Te słowa przyszły do mnie w samolocie, nagrałem tą piosenkę, a kiedy wylądowałem wysłałem ją do Miami. Tęsknie za nią... Boję się... Tak ja Austin Moon się boję... Czego? Tego, że ona mi nie wybaczy i już na zawsze ją stracę. Mimo wszystko myślę, że ona zapomni i będzie silna. Tak! Ona da radą, ból z czasem zniknie, a na jego miejsce wstąpi nienawiść. Dla niej dobrze, dla mnie źle. Już od dwóch tygodni jestem w L.A. Niesamowite miasto, a życie tutaj jest świetne! Wciąż nie wiem co wybiorę. Tutaj wszystko wydaje się lepsze, spełniam marzenia, mam wrażenie, że cały świat jest mój... Ale czymże są marzenia bez przyjaciół, a świat bez miłości? Niczym. Dzień w dzień siedzę wieczorami i gadam z Trish i Dezem. Oni mi wybaczyli. Tylko brunetka, za której wyglądem tak tęsknie wychodzi w momencie kiedy dzwonie. Patricia zapewnia mnie, że jest lepiej, za to zachowanie Deza świadczy o czymś innym. Swoją drogą ta dwójka ma się ku sobie, ale z tego co słyszałem to nie są razem... Ba! Dezmond, któremu zbliżają się 20 urodziny wrócił do Lisy i z tego co słyszałem ma zamiar się jej oświadczyć... Patrzcie co strach może zrobić z człowiekiem. Tu nasuwa się kolejne pytanie... Czemu nie jestem z tego powodu smutny i czemu nie interweniuję... Hmm... Jeśli De La Rosa i rudzielec są sobie pisani, to będą razem. Nic nie dzieje się bez powodu. No bo niby po co mam im mówić co mają robić?


#Oczami Ally#
...zobaczyłam wybite okno, kamień na podłodze, a przy nim jakieś pudełko. Otworzyłam je, a w nim ujrzałam płytę. Szybko włożyłam ją do odtwarzacza. Z głośników wydobyła się jedna z najpiękniejszych melodii świata, a zaraz później dołączył dobrze znany mi głos... Austin. Łzy znowu poleciały mi z oczu. Przerwało mi pukanie do drzwi. Chwilę później stał koło mnie tata. Delikatnie mnie objął i zaczął kołysać w rytm muzyki. 
- Kocha... Kocha... Kocha... Wróci. - powiedział cicho.
- Kocha to nie odejdzie... - wykazałam się mądrością.
- Skarbie nic nie wiesz o miłości jaką siebie darzycie. Wy będziecie razem. - wyszeptał i zabrał się za zbieranie szkła, które wcześniej robiło za moje okno. Ja zaczęłam mu pomagać, ale jak to ja zraniłam się. Tata szybko pobiegł po apteczkę i zaczął opatrywać ranę. Jeśli mam być szczera to uczucie podobało mi się. I nagle zrozumiałam dlaczego tak wiele ludzi się tnie - ból fizyczny jest lepszy od psychicznego. Rozchodzący się po ciele paraliż był lepszy od tego co działo się w głowie. Utracona miłość... To to czego zawsze bałam się najbardziej, a co się zdarzyło. To dziwne jak ktoś kto ma wszystko w jeden dzień może to stracić. Najgorsza jest ta bezsilność. To uczucie oszukiwania samej siebie - wmawiasz sobie, że nie kochasz, że Cię to nie obchodzi, nie boli, a w rzeczywistości  jest na odwrót. Nie potrafisz o nim nie myśleć, a jednocześnie tego nie chcesz. Chcesz nie kochać, a nie potrafisz. Łudzisz się, że zapomnisz, ale to nie jest możliwe. Ewentualnie możesz nauczyć się z tym żyć, ale to też nie jest proste i na pewno nie dasz rady tego zrobić tego z dnia na dzień, potrzebujesz tygodni, miesięcy, a nawet lat. Niestety zdarzają się przypadki, ludzie którzy nie zapominają do końca życia - i taka będę ja. Pytanie czy dam radę tak żyć i czy w ogóle dam. Więc postawie takie pytanie: ile jeszcze z tym wytrzymam?

<Tydzień później>  (Czytajcie przy tym)
#Oczami Ally#

- Biorę długi prysznic żeby zmyć jego dotyk, ale to na nic...  - wychlipałam.
- Nie rozumiem. - stwierdził Dez.
- Każdego wieczora , kiedy kładę się spać, czuję jego ciepłe, aksamitne dłonie na swoim ciele. Tego nie da się zapomnieć. Moja skóra pokrywa się gęsią skórką, a ja przypominam sobie każdy pocałunek, każde spotkanie jego ust z moją szyją. Po chwili przechodzi, ale tylko na chwilę.  Co noc o 2 budzę się spanikowana, bo nie ma go obok. Nie mogę zatonąć w jego oczach, a najgorsza jest świadomość. że jutro nie będzie lepiej, że znów go przy mnie zabraknie... Jak żyć ze świadomością, że on jest, oddycha, jego serce bije, ale nie dla mnie i nie przy mnie? - i w tym momencie z oczu popłynęły mi łzy. Dezmond nic nie powiedział. Pogrzebał w telefonie, a potem mnie przytulił.


#Oczami Austina#
Każdy popełnia błędy Austin... Ważne jest by w porę je dostrzec i naprawić... Co jeśli stracisz coś lub kogoś, kto był dla Ciebie wszystkim? Czy nie będzie Ci żal, że zawaliłeś i utraciłeś swoje serce? Jak wypełnisz tę pustkę? Czy jesteś pewien, że tym czego w życiu chcesz i pragniesz są sława i pieniądze? Kiedyś to co liczyło się dla Ciebie była prawdziwa miłość i rodzina. No powiedz... Czy nie widzisz tego? Ty idący przez park prowadzący wózek, a w nim małą blondyneczkę o brązowych oczach. Mimo, że wszyscy mówią Ci, że jest podobna do Ciebie, Ty widzisz w niej jej mamę - Ally. Allyson Moon, dwudziestojednoletnia brunetka z obrączką na palcu, najwspanialszym mężu na świecie i pięknej córeczce, za która tak szaleje tatuś... Wyobraź to sobie. Czym w porównaniu z tym są dobra materialne? A wiesz co mnie wkurza? To, że jeśli zaraz nic nie zrobisz, zobaczysz to - ale to nie Ty będziesz tym szczęściarzem! - taki o to monolog właśnie wygłosiła mi moja mama za nim się rozłączyła. Siedziałem właśnie przed biurem Jimmy'ego Starra. Miałem bowiem przed sobą ważną decyzje do podjęcia. Podpisać kontrakt, czy nie? Byłem rozdarty. Sprawy sercowe mają się najgorzej. "Zapomnieć Ciebie" -  jedna piosenka, a wywołała najwięcej wątpliwości. Nagle dostałem sms'a od Deza. "Stary nagrałem tu tylko kawałek tego co się dzieje. Ty już ją straciłeś... Jeszcze moment, a stracimy ją wszyscy. Rób co chcesz, ale można to uratować... Można uratować Ciebie, ją... WAS!" Z tego opisu zrozumiałem kilka rzeczy:
1. Wreszcie zobaczę i usłyszę Ally.
2. Coś jest nie tak.
3. Mam wracać i odzyskać miłość.
Nie miałem dużo czasu, więc włączyłem filmik. Tak jak się spodziewałem zobaczyłem Dawson. Jednak brunetka nie była taka sama. Wyglądała jakby coś w niej umarło. Prawie płakałem uświadamiając sobie w jakim jest stanie i co mówi. To oznaczało tylko jedno, ona dalej mnie kocha...
- Austin Moon! - zawołała sekretarka Starra. Wszedłem do gabinetu.
- Dzień dobry Jimmy! - powiedziałem poważnie.
- Witaj młody! To co podpisujemy? - spytał ucieszony. Mi natomiast po głowie przeszły słowa: "Jak żyć ze świadomością, że on jest, oddycha, jego serce bije, ale nie dla mnie i nie przy mnie?" 
- Nie. - zdecydowałem pewnie.
- C-co? - zapytał zdziwiony.
- N.I.E! - przeliterowałem poirytowany.
- Ale czemu? - czarnoskóry nie ukrywał żalu.
- Temu. - puściłem nagranie na wielkim ekranie.
- Rezygnujesz z takiej szansy dla zwykłej dziewczyny? Przecież możesz mieć ich po tond. - wskazał na czoło z niedowierzaniem.
- Mogę, ale nie chcę. Ja pragnę tylko jej.To nie jest zwykła dziewczyna!To miłość mojego życia! - krzyknąłem i wybiegłem z biura jak torpeda. Wpadłem do hotelu, szybko się spakowałem i pognałem na lotnisko. Całą drogę myślałem jak mogłem być takim baranem i zostawić to co jest cenniejsze od złota - tą jedyną. Myśląc o tym wpadłem na pewien plan...

**************************************
Krótki, beznadziejny ale jest... Przepraszam za to, że czekaliście :<
Pozdrawiam Bella