poniedziałek, 11 listopada 2013

XVIII - Sztuką jest człowiekowi nie tylko wybaczyć ale i w jego oczach szczerość zobaczyć.

#Oczami Ally#

Był wieczór. Na dworze, panował półmrok. Na niebie zaczęły pojawiać się gwiazdy, a tuż nade mną widniał piękny pełny księżyc. To on rozświetlał ulice Miami. Mimo późnej pory było całkiem ciepło, to też nie przejmowałam się tym iż siedzę w piżamie. Podmuchy wiatru pieściły delikatnie moją odkrytą skórę sprawiając, że skóra pokrywała się gęsią skórką. Nie licząc moich uczuć to był na prawdę przyjemnie spędzony czas. Włączyłam radio i słuchałam tak nie lubianych przez młodzież starych piosenek. Może to dziwne, ale to właśnie one przekazywały najlepiej uczucia. To jedna z tych rzeczy, które łączą mnie z  Austinem - miłość do starych piosenek. Samo wspomnienie o nim sprawia, że chce mi się płakać. Dzisiaj mija dokładnie miesiąc od jego wyjazdu... A ja? Ja siedzę ze łzami w oczach słuchając piosenki Jennifer Rush - "The Power Of Love". Powoli zaczęłam podśpiewywać te tak piękne i prawdziwe słowa:

Szepty nad ranem
kochanków śpiących w objęciach
przetaczają się teraz jak grom,
gdy patrzę w twoje oczy.
Przyciskam się do twojego ciała
i czuję każdy ruch, który wykonujesz.
Twój głos jest ciepły i delikatny.
Jest to miłość, której nie mogłabym odrzucić.

Ponieważ jestem twoją kobietą
a ty jesteś moim mężczyzną,
zawsze, kiedy wyciągniesz do mnie rękę,
uczynię wszystko, co będę mogła.

Ponieważ może się zdarzyć.
Wydaje się, że jestem daleko
Ale nigdy nie zastanawiam się gdzie jestem
Bo zawsze jestem po twojej stronie

Ponieważ jestem twoją kobietą
a ty jesteś moim mężczyzną,
zawsze, kiedy wyciągniesz do mnie rękę,
uczynię wszystko, co będę mogła.
Dążymy do czegoś,
dokądś, gdzie nigdy nie byłam.
Czasem się tego boję,
ale jestem gotowa poznawać siłę miłości.

Odgłos bicia twojego serca
nagle czyni to jasnym. 
Uczucie, że mogę tego nie kontynuować,
jest odległe o lata świetlne.

Kiedy lekko kołysałam się w rytm muzyki spostrzegłam, że na niebie pojawiają się punkciki, które powoli opadają w dół tworząc piękny widok. Spadające gwiazdy... Czas wypowiedzieć życzenie...
- Chciałabym żeby tu był... - powiedziałam cicho.
- Uważaj czego sobie życzysz. - usłyszałam dobrze znany mi głos. Pospiesznie przetarłam sobie oczy i zobaczyłam go. Stał oparty o futrynę. W rękach trzymał ogromny bukiet czerwonych róż. Przetarłam oczy by upewnić się, że nic mi się nie przewidziało. Łzy cisnęły mi się do oczu. Niby byłam wściekła, że wyjechał ale tak bardzo mi go brakowało. Tak bardzo tęskniłam. Nic nie mówiąc wróciłam na balkon. Oparłam się o barierkę zalewając się słonymi kroplami lecącymi z moich brązowych oczu. Nagle poczułam ręce oplatające moją talie. Tors Austina przyległ do mich pleców, głowa spoczęła na moim ramieniu, a do mojego nosa dotarł zapach jego boskich perfum. Odwróciłam się do niego przodem. Widziałam w jego oczach żal, smutek, złość, niepewność, bezradność i... tęsknotę. Wtuliłam w niego głowę. Mój "spokój" nie trwał jednak długo. Zaczęłam walić pięściami po jego klacie i histerycznie krzyczeć, coś typu "Twoje ego jest tak wielkie, że nie pomyślałeś o mnie i wyjechałeś!?". Chłopak dalej się nie odzywając podniósł mnie jedną ręką,  a drugą zagarnął kwiaty. Posadził mnie na łóżku i klęknął na wprost. 
- Pierwsza jest za to, że jestem idiotą. - powiedział i rzucił jedną róże przede mnie. - Druga jest za to, że Cię zostawiłem. - ponowił ruch i tak robił z każdą kolejną - Trzecia za to, że Cię zraniłem. Czwarta za brak pożegnania. Piąta za tęsknotę. Szósta, siódma, ósma, dziewiąta i dziesiąta za każdą wylaną przez Ciebie łzę. Kolejne dziesięć za każdą Twoją myśl, że już Cię nie kocham i nie jesteś dla mnie ważna. Kolejne dziesięć za sytuacje, w których się bałaś. Trzydziesta pierwsza za to, że nie zadzwoniłem. Trzydziesta druga za to, że nie rzuciłem wszystkiego i nie przyjechałem kiedy dowiedziałem się w jakim stanie jesteś. Trzydziesta trzecia za ten stan. Kolejnych siedem za to, że nic wcześniej nie powiedziałem. Następnych dwadzieścia jest za ból, który przeżywałaś. Ta pięćdziesiątka to przeprosiny, druga to podziękowania. Za to jak cudowna jesteś. Za każdy Twój uśmiech. Za Twój śliczny głos, talent. Za to, że zawsze byłaś. Za to, że odmieniłaś moje życie... Za to, że mnie pokochałaś. To sto jeden róż. - powiedział i spuścił głowę. Widziałam, że ma coś w rękach za plecami... Nagle mnie olśniło.
- 101? Wymieniłeś tylko 100... - upomniałam się. A on rzucił na stos walających się po podłodze żywych róż jedną sztuczną... Nic nie rozumiejąc spojrzałam na niego.
- Kiedy ostatni płatek z tych róż opadnie... Moja miłość do Ciebie się skończy. - wyszeptał i zamierzał wstać. Mówię zamierzał... Nie pozwoliłam mu na to. Ze łzami, teraz już wzruszenia rzuciłam się na niego. Pocałowałam o namiętnie w usta i przewróciliśmy się na dywan... Tak mi tego brakowało...
- Nigdy więcej mnie nie zostawiaj... - wyszeptałam i wtuliłam się w niego jak misia.
- Nie mam zamiaru. - powiedział i pocałował mnie. Leżeliśmy tak w swoich objęciach napawając się ciszą i tą piękną nocą. Miałam nadzieje, że zawsze już tak będzie. Ja i on. Mimo, że mamy dopiero po 18 lat, ja już wiem, że on jest tym jedynym.
- Dlaczego się ze mną nie pożegnałeś? - zapytałam nagle.
- A dałabyś radę patrzeć jak serce ukochanego, które za razem jest Twoim sercem łamie się? -spytał bawiąc się moimi włosami.
- No nie... - speszyłam się myśląc o nim.
- Ja też nie dałem rady... Myślałem, że tak będzie nam lżej... Ale się pomyliłem. - pocałował mnie w czoło. Nic już nie mówiąc przymknęłam oczy. Austin podniósł mnie z ziemi i delikatnie położył na łóżku. Nie musiałam mu mówić, że chcę żeby został. Sam dobrze to wiedział. Położył się koło mnie, a ja ułożyłam na jego torsie głowę. Traktowałam go jak najlepszą poduszkę na świecie. Nie wiem ile tak leżeliśmy, ale w końcu odpłynęłam...


*Następny dzień*

- Wstajemy kochanie... - czułam coś aksamitnego na odkrytej części moich pleców. Otworzyłam oczy i ujrzałam Moona z różą w ręku. Pocałowałam go. Tak jakoś się stało, że znalazłam się pod nim. Brązowooki gładził moje udo. Jego ręką jechała coraz wyżej. Sytuacja robiła się gorąca. Niestety ktoś nam przerwał... A była to Patricia. Co mnie zdziwiło płakała. Odchrząknęłam na mojego blondaska, a on zrobił nie zadowoloną minę.
- Co się stało Trish? - zapytał zdziwiony. Hiszpanka nawet nie drgnęła. Nic nie mówiąc podeszłam do niej i zaczęłam ją uspakajać. Nic to nie pomagało. Mocno ją przytuliłam ją i delikatnie kołysałam. Blondyn nie wiedział co ma robić. Oboje nie mieliśmy pojęcia o co chodzi. Ni stąd ni zowąd pojawił się rozpromieniony Dez i rozjaśnił nam całą sytuację...
- Żenię się!