czwartek, 13 lutego 2014

XX - Rodzinka hazardzistów :)

Nagle usłyszałam chrząknięcie. Podniosłam wzrok i ujrzałam...


*oczami Ally*
- Cole? - zapytałam nie wierząc własnym oczom. Dyskretnie spojrzałam na Austina. Widziałam jak zaciska pięści, a w jego oczach pojawia się złość. Chcą go uspokoić delikatnie rozwijam jego dłoń i złączam z moją.
- Tak. Przepraszam za najście, ale drzwi były otwarte... - speszył się.

- Więc postanowiłeś sobie wejść bez pytania? - zakpił mój chłopak, za co oberwał łokciem w brzuch.
- Słuchajcie mam taką sprawę. - zaczął a ja nie ukrywałam  zmieszania. - Trish poprosiła mnie, abym towarzyszył jej na weselu Deza. Będzie Wam to przeszkadzać? - szczena mi opadła.
- Tak/Nie. - odpowiedzieliśmy równocześnie.
- Jak to tak/nie? - znowu mówiliśmy w tym samym czasie.
- Przepraszam, mogę go na chwilkę? - skierowałam swoje pytanie do bruneta, a ten pokiwał głową na tak. Kiedy byliśmy w kuchni odezwałam się:
- Ufasz mi? 
- Tak. - odpowiedział.
- No to w czym problem? On jest jej potrzebny. Nie pytaj. - machnęłam ręką.
- Eh, rozumiem. Boję się. Po prostu się boję, że znowu mi Ciebie zabierze. - przyznał to lekko speszony. Spuścił swój wzrok na buty. Moją twarz rozświetlił szeroki uśmiech.
- To dobrze, przynajmniej wiem, że mnie kochasz. - zaśmiałam się.
- Miałaś jakieś wątpliwości? - podniósł pytająco brew.
- Nie. Chodź tu, Ty mój mały zazdrośniku. - pociągnęłam go za koszulkę i pocałowałam. - A teraz wyjdziesz tam i będziesz miły, tak? - przerwałam na chwilę pocałunek. Kiedy nie uzyskałam odpowiedzi przyciągnęłam go do siebie jeszcze mocniej, trzymając jego koszulkę tak mocno, że ta zaczęła się unosić. - Tak? - ponowiłam pytanie.
- Tak. - usłyszałam stłumiony głos i głośny odgłos przełykania śliny. Chwilę później znajdowaliśmy się w pokoju.
- Spoko. Nam nie będzie przeszkadzać Twoja obecność, prawda? - spojrzałam na swojego chłopaka. Ten teatralnie przewrócił oczami i odpowiedział:
- Prawda. - Nawet się nie obejrzałam, a bruneta już z nami nie było. - To na czym skończyliśmy? - Austin uśmiechnął się szyderczo.
- Na tym, że za 2 godziny wyjeżdżamy i trzeba się przygotować bo czeka nas długa podróż. - pstryknęłam go w nos, wyminęłam go i kocimi ruchami udałam się w stronę schodów. Zaśmiałam się, kiedy usłyszałam jak blondasek przeklina pod nosem.
*Kilkanaście godzin później*
 - Kochanie pobudka, już jesteśmy. - poczułam lekkie szturchanie. Kiedy otworzyłam oczy oniemiałam. 
 
Dom był niesamowity!
- To tutaj mieszka Twoja babcia? - zapytałam dalej nie mogąc uwierzyć.
- Ta. - odpowiedział mi mało entuzjastycznie. - Jesteśmy pierwsi, reszta dojedzie wieczorem.
- Och. Okej. - nie uśmiechało mi się spędzać całego dnia z dziadkami Moon'a. Bałam się, że coś źle zrobię i mnie nie polubią. Kiedy weszłam do środka szczęka mi opadła. Przedsionek z choinką prezentował się cudownie. Do tego niósł ciepło rodzinne. 
- Babciu, dziadku, jesteśmy! - krzyknął mój chłopak, a w salonie pojawiła się para uroczych staruszków. 
- Kochanie! - starsza Pani rzuciła się na brązowookiego.
- A kimże jest ta śliczna, młoda dama? - zapytał jej mąż wskazując na mnie. Czułam jak się rumienię.
- Poznajcie Ally - moją dziewczynę. - przytulił mnie chcąc dodać mi otuchy.
- Bardzo miło mi Państwa poznać. - odparłam nieśmiało.
- To musi być coś poważnego skoro Cię tutaj przywiózł. Witaj w rodzinie skarbie. - powiedziała staruszka.
- I mów do nas babciu i dziadku, kruszynko. - dodał z tego co wiem Arthur. Już po chwili byłam w ich objęciach.
- Pokaże Ci resztę domu, a Ty Moniczko zanieś wasze walizki do pokoju nr. 3. -  myślałam, że pęknę ze śmiechu. Fajna ksywa. Wykorzystam ją kiedyś przeciwko niemu. 
- Długo jesteście razem? - zapytała kobieta pokazując mi niesamowity salon.
- Parą jesteśmy pół roku. Co dla mnie jest paradoksem. - odpowiedziałam.
- Nie rozumiem? - oł. Fajnie to musiał zabrzmieć sądząc po tonie głosu Pani Moon.
- Znamy się 10 lat. Przyjaźnimy od ośmiu. Żałuję, źe dopiero 8 miesięcy temu doszło do nas, że się kochamy. - wytłumaczyłam pośpiesznie.
- Och. A więc to Ty, jesteś to kasztanową wiewiórką, o której zawsze opowiadał mi Austi? - zaśmiała się. - Mówiłam, że się zakocha. Wygrałam zakład. - klasnęła w dłonie, a mi oczy wyszły na wierzch.
- Wiewiórka? Ja mu dam, raptem raz go ugryzłam jak byłam wściekła, że potrzaskał mi lusterko. - dołączyłam do niej. Akurat mijałyśmy ogromną jadalnie. 
Chwilę później wchodziłyśmy po pięknych schodach.
Kiedy dotarłyśmy do pokoju nr. 3 kobieta przytuliła mnie i powiedziała:
- To Wasz pokój. Rozejrzyj się, przebierz i mam nadzieję, że dołączysz do mnie w kuchni.
- Nasz? - zapytałam nie dowierzając.
- Oj Ally, nie mam 100 lat. - puściła mi oczko. - macie po 18 lat, po nowym roku już 19, jesteście dorośli.
- Dziękuję. - uśmiechnęłam się. - Pięknie urządziłaś dom i z chęcią pojawię się w kuchni. Monika odeszła, a ja wtargnęłam do pokoju. Jezu. Tak ślicznego pokoju nie widział jeszcze w swoim liczącym 18 lat życiu. 
- Skarbie zamknij buzię bo Ci mucha wleci. - zażartował Austin. Nic nie mówiąc wskoczyłam na niego i go pocałowałam.
- A to za co? - zapytał po skończonej czynności.
- Za to, że mnie tu przywiozłeś. Dom jest piękny, dziadkowie przemili. - uśmiechnęła się szeroko - A najlepsze jet to, że jestem tu z Tobą. - chłopak uśmiechnął się, po czym pociągnął mnie do drzwi, których wcześniej nie zauważyłam. Pomieszczeni okazało się niesamowitą łazienką. 
*Parę godzinę później*
Po godzinach spędzonych w kuchni z babcią blondyna mogę stwierdzić z ręką na sercu, że kocham tą kobietę. Co do dziadka, strasznie przypomina mi mojego chłopaka. Takie samo poczucie humoru, taka sama zdolność do rozwalania rzeczy, krótko mówiąc są jak dwie krople wody. Pół godziny temu nasze grono się powiększyło. Dotarli rodzice Austina, brat Mike'a (Anthony)  z żoną(Liby) i bliźniakami, którzy mają po roczek oraz siostra Moniki (Rose) z córką (Diana), jej mężem (Dasty) oraz wnuczętami - dziewczyną w wieku 19 lat(Jackie) i chłopakami w wieku 20 lat(Louis), 21(Olivier) i 23(Max). Wszyscy tutaj się tak kochają, żyją ze sobą w zgodzie. Jedyne co mi tu nie pasuje to ten 20 latek - Louis. Wydaje mi się, że on i Austin mają coś do siebie. W tym właśnie momencie kończymy kolację. 
- No to co? Idziemy do salonu na małe przedświąteczne śpiewanko? - zapytał Mike, a wszyscy przystali na tą propozycję bardzo chętnie. 
- To kto zaczyna? - zapytał Arthur.
- Może ja? - zapytał Austin. - Ally, to Twoja piosenka, zrobisz mi chórki? - zapytał, a ja odpowiedziałam mu uśmiechem. Za nim się obejrzałam dołączyło do nas kuzynostwo Austina.                  You make my heart beat 
Faster than you know 
When you meet me 
Underneath the mistletoe
 ' Cause all I want for Christmas
 Is a kiss Just a kiss 
One kiss from you Saint Nick, 
Mr Santa Claus You know my wishlist really isn't long 
All I want for Christmas 
Is a kiss Just a kiss
 One kiss from you 
Woah oh oh oh woah
Kiedy skończyliśmy cała starsza część rodziny biła nam brawo. Kiedy wstałam Austi pociągnął mnie za rękę. Przesunęliśmy się trochę. Kompletnie nie rozumiałam o co chodzi. Do czasu. Do czasu aż każdy obecny w tym pomieszczeniu podniósł wzrok na coś nad nami. Ja również to uczyniłam i co zobaczyłam? Jemiołę. Rozejrzałam się speszona po rodzinie mojego ukochanego szukając jakiegokolwiek ratunku.
- Całuj! Całuj! Całuj! - rozniosły się radosne okrzyki. No cóż jak mus to mus. Taki przyjemny mus. Zatonęliśmy w pocałunku, a po salonie rozniosły się brawa. Całowalibyśmy się tak pewnie bez końca, gdyby nie płacz dziecka. A dokładnie dwóch. Aly i Aj to naprawdę rozwrzeszczane bliźniaki. 
- Mogę ja? - zapytałam gdy Ellen wstawała by iść uspokoić swoje dzieci.
- Oczywiście, ale uważaj to nie jest proste zadanie.
- Austin, idź z nią! - pogonił blondynka Mike. Już po chwili byliśmy u dzeciaczków. Kocham takie małe szkraby, od zawsgze chciałam mieć piątkę, ale tata stwierdził, że zbankrutuje. Wzięłam Aly i podałam ją Moon'owi, a sama w objęcia porwałam Aj'ja. Usiadłam w bujanym fotelu i położyłam sobie dzieci na rękach. Zaczęłam się delikatnie bujać i podśpiewywać. Nie była to kołysanka ale bardzo spokojna piosenka. I left my heart... 
- Skąd Ty to znasz? - zapytał blondyn, gdy po 2 minutach dzieci już spały.
- Moja mama mi to śpiewała. - odpowiedziałam wkładając dzieci do łóżeczek.
#Tym czasem w salonie, oczami narratora#
- No żabusieczki dawać po 20 dolców. - zaśmiała się Monika.
- Skąd wiedziałaś, że będą razem. Miał 11 lat! - oburzał się Mike.
- Alee o co chodzi? - dopytywał się Louis.
- Kiedy Austin poznał Ally mówił o niej z taką fascynacją, że obstawialiśmy czy i kiedy będą razem. - wyjaśniła Mimi.
- Nie rozumiem jak ona chcę z nim być. - odezwał się zniesmaczony chłopak.
- Przestań. Zazdrościsz mu. - skarciła go siostra.
- No jest czego. - wtrącił się Max.
- Kto wie, może na ich ślubie zrozumiecie jak bardzo się kochają. - wtrącił Arthur.
- To brzmi jak zakładzik! - krzyknęli wszyscy jednocześnie.
#Oczami Austina#
- Pożegnajmy się i chodźmy na górę. - wysapałem do ucha Allyson. 
- Dobrze. - nie zdawała sobie sprawy co tam się będzie działo. Kiedy znaleźliśmy się w salonie zastaliśmy roześmianą rodzinkę.
- Wow. Jak Wam się udało ich tak szybko uspokoić? - zapytała Liby. 
- To wcale nie było takie trudne, oddałem je w ręce Ally, ona coś zaśpiewała i puf. - zaśmiałem się, a brunetka zmroziła mnie wzrokiem.
- Wspaniałymi rodzicami kiedyś będziecie. - powiedziała Karen za co dostała w bok z łokcia od mojej mamy. Okej, to było dziwne.
- Jesteśmy trochę zmęczeni więc pójdziemy już na górę. - objąłem dziewczynie w pasie. 
- Dobrze. Dobranoc kochani. - odpowiedzieli chórem.
#W salonie#
- Głosujemy! Łazienka czy pokój? - ogłosił Arthur.
- Pokój/Łazienka! - krzyknęli wszyscy na raz.
- Mamy 50/50. - oznajmił. I przyjął pieniądze.
- Rozwalą coś? - Max podniósł dwuznacznie brwi.
- Skarbie, ten chłopak ma naszą krew. Na pewno. - zaśmiała się Monika.

*************************
No cześć kochani! Przepraszam ogromnie za długą nieobecność, ale tak bywa. Brak czasu, nieraz brak chęci, najczęściej brak pomysłu. Postaram się żeby następny był szybciej. Mam nadzieję, że Wam się spodoba. Mi osobiście pasuję ;) Do napisania!